Wpłaty na leczenie chłopców prosimy kierować na konto Fundacji

Alior Bank
42 2490 0005 0000 4600 7549 3994
Tytułem:
21323 - Petelczyc Jacek lub 21324 Petelczyc Kacper
- darowizna na pomoc i ochronę zdrowia

Przekaż 1% podatku

W formularzu PIT wpisz numer:
KRS 0000037904

W rubryce „Informacje uzupełniające - cel szczegółowy 1%” podaj:
21323 Petelczyc Jacek

lub

21324 Petelczyc Kacper

Szanowni Darczyńcy, prosimy o zaznaczenie w zeznaniu podatkowym pola „Wyrażam zgodę”.

poniedziałek, 31 października 2016

Turnus i autobus

Na turnusie co prawda byliśmy dwa miesiące temu, ale z powodu moich zaległości w pisaniu napiszę teraz .
Pojechaliśmy nad nasze polskie morze pod koniec sierpnia, pogoda była piękna , można śmiało napisać, że nam się udało , gdyż " miastowi" twierdzili , że to pierwszy tydzień w którym ani razu nie padał deszcz ;-) .
Zakochani w morzu jesteśmy od dawna, ale tym razem było wyjątkowo pięknie.
Korzystaliśmy ze wszystkiego co było nam dane, kąpiele w morzu, rowerki, zwiedzanie, masaże , rehabilitacje, tenis, siatkówka, i  basen w hotelu , w naszym przypadku to podstawa.
Nie pojedziemy na wakacje, ani turnus jeśli w hotelu nie ma basenu. W razie niepogody, lub już wykończenia rodziców, chłopcy zawsze mogą korzystać z pływania , ile tylko potrzebują, a jak wiadomo rodzice nie są ze skały i w naszym przypadku średnio po siedmiu dniach jesteśmy wykończeni ;-).
Turnus przebiegł nam super, z roku na rok jest z chłopcami coraz łatwiej, choć w sumie Jacek jest już na tyle samodzielny , że potrafi się odnaleźć w każdej sytuacji.
Co do starszego z braci to facet jest zdecydowanie jednorazowym wydaniem.
Od początku wakacji jeździ autobusem , do dziadków. Pierwsze wyjazdy były dla matki dość stresujące, i musiałam autem jechać za autobusem  ( oczywiście tak żeby wielmożny Jacek mnie nie zauważy, bo zaraz były nerwy, krzyki i
kłótnie ) . Widziałam jak wsiada do autobusu i bocznymi ulicami docierałam pierwsza na miejsce, aby z ukrycia obserwować jego pieszą wędrówkę do klatki dziadków.
Wszystko na szczęście przebiega bardzo sprawnie. Nie muszę już śledzić pierworodnego, bo sam się melduje, gdzie jest , co robi i czy dotarł. ;-)
Ostatni miesiąc codziennie między godziną 16 a 17, Jacek ubiera swoją nerkę, w której obowiązkowo ma legitymację, oraz zaświadczenie, że jeździ za darmo, stanie przed nami, robiąc maślane oczka i prosi aby samochodem zawieść go na pętle, aby ten mógł sam wrócić do domu.
I tak jeździmy codziennie , tam i z powrotem ;-)


Czy to autobusy, czy turnusy i inne wycieczki, w tle i tak zawsze są ..... ryby!
Na każdy wyjazd koniecznie zabieramy wędki, wspomnę tylko, że sprzęt do łowienia ma już cała nasza rodzinka.
Tak, tak , mama też łowi, i skromnie mówiąc całkiem nieźle mi idzie. Ostatnią sobotę na łowisku byłam sama z chłopcami, bo tata musiał być w pracy , i ogarnęłam sytuację. Żadna ryba nie ucierpiała ;-). Tak więc zostaliśmy zapalonymi wędkarzami.
W ostatnim poście przedstawiłam plan zajęć chłopców na ten rok, jak sami widzieliście mało tego nie ma, więc codziennie ciężko pracujemy już od 7:00.


Na koniec jeszcze chciałabym podziękować wszystkim, którzy przekazali 1% podatku na leczenie i rehabilitację chłopców.
To jak chłopcy dziś funkcjonują to w wielkiej mierze również Wasza zasługa.
Nie byłoby nas w tym miejscu co jesteśmy, gdyby nie te pieniążki.
To dzięki nim możemy ciągle rozwijać sprawność intelektualną braci Petelczyc.
Jeszcze raz Wielkie Dzięki :-)
I nie zapomnijcie o nas również w przyszłym roku :-*

poniedziałek, 17 października 2016

Wodna dolina i kolejne pierwsze razy

Jednak nie zdążyłam wczoraj napisać posta ;-) . Kurczę nie wiem , gdzie ten czas mi ucieka, bo ciągle mi go brakuje.
Tak jak pisałam na naszym facebook-u Kacper w czwartek i piątek nie czuł się najlepiej, i z tego też powodu został w domu. Co prawda mieliśmy już od tygodnia zaplanowany weekend na rybach, ale nie wierzyliśmy, że uda nam się wszystkim wyskoczyć. Jacek i tak by nie odpuścił, więc część rodziny, czyli ja i Kacper zostalibyśmy w domu , a mężczyźni pojechaliby na łowy.
Stało się jednak inaczej, Kacpi po dawkach lekarstw w sobotę czuł się już bardzo dobrze, do tego pogoda cudna, więc szkoda było kisić się w domu.
Spakowaliśmy sprzęt i wyruszyliśmy na poszukiwania nowych przygód.
Zajechaliśmy na nasze łowisko, a tam nie miła niespodzianka, wody brak.
Musieliśmy szukać szczęścia w innej miejscowości.
Zajechaliśmy na koniec świata ;-) . Tylko las, woda i dużo zwierząt. Do tego traktory, kombajn i inne super wozy.



Udało nam się wziąć mały udział w wyławianiu ryb ze stawu, w którym również spuszczana była woda. Kacper o mało nie posikał się z radości ;-) , to było coś na co długo czekał, w dodatku zobaczył tyle ryb w jednym miejscu, że żałował tylko ,braku gumowców, gdyż miał ogromną ochotę wypuścić się tak jak Ci prawdziwi rybacy.
Żałuję tylko, że go nie nagrałam, prawie fruwał , taki był szczęśliwy.






Tata wypakowywał wędki, a bracia obserwowali , co dalej dzieje się z wyłowionymi rybami .
Żeby było mało, ryby przyjechały traktorem, choć Jacek bardziej ucieszyłby się na widok autobusu ;-), ale jesteśmy na totalnym odludziu, więc znów więcej radości miał młodszy z braci.


Kiedy ryby zostały wpuszczone do wody, zaczęliśmy łowienie, ale na krótko mogliśmy się skupić, gdyż w koło nas było tak pięknie, że żal było patrzeć tylko na spławik.
Ryby chyba wyczuły brak entuzjazmu chłopców, i nic nie brały. Pierwszy raz odkąd łowimy nie mieliśmy tak fatalnego dnia, żeby nie złowić kompletnie nic, ale cóż do tego panowie muszą przywyknąć.
Bez krzyków i nerwów, wróciliśmy z niczym. I pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu nie byłoby mowy o wypadzie za miasto na cały weekend, teraz to dla chłopców " bułka z masłem" potrafią zaaklimatyzować się dosłownie wszędzie ( no może jeszcze młodszy z braci do namiotu musi się przekonać ) ;-)


Taki widok, to poezja
dla moich oczu
Jeśli macie nadpobudliwe dziecko, lub takie które ma ciężko na czymkolwiek się skupić, polecam Wam ten sport zdecydowanie. Moi chłopcy przecież na tyłkach nie potrafili usiedzieć nawet przez minutę, nie wspominając już o koncentracji na czymkolwiek. Jednak od czasu wędkowania , czas ich koncentracji , wydłużył się do maksimum, czasem to nawet ja mam już dosyć patrzenia na wędkę, ale nie bracia Petelczyc.
Na łowiskach widać jeszcze ich nadpobudliwość, aleja to nazywam  radością, z połowów ;-)
A jeśli się rybę złowi to wiadomo, że trzeba ją potem zjeść.
Tutaj również chłopcy po raz pierwszy zobaczyli co dzieje się z rybą przed zjedzeniem, a po złowieniu, i tu zasługa naszej kochanej pani Ani , którą serdecznie pozdrawiamy ;-*
( pani Aniu chłopcy byli załamani, jak im powiedziałam, że do wiosny ma Pani wolne od łowiska, pierwsze co na Ochabach to pobiegli sprawdzić, czy budka jest otwarta i czy mama nie kłamie )
Obserwator Kacper i tysiąc pytań do pana ,
który zabił rybę ;-), i na stole
zostawił samą głowę.



czwartek, 13 października 2016

Zajęcia i zabiegi na 2016/17

Przyszedł czas , na konkrety. O naszych dalszych pierwszych razach już wkrótce, natomiast dziś mam już opracowaną kartę zajęć i zabiegów na najbliższy rok szkolny.
Chciałbym ją wam przedstawić.
Byłam dziś w Orew na konsultacjach w sprawie moich chłopaków, otrzymałam w/w kartę , oraz założyliśmy plan działania na ten rok, usłyszałam kilka bardzo miłych słów po obserwacji braci ,przez terapeutów ,od rozpoczęcia roku szkolnego  , a jak pisałam w poprzednim poście mieliśmy dwa miesiące przerwy ( pierwszy raz w życiu).
Ogólnie jest bardzo dobrze, ale pracy mimo wszystko bardzo dużo ;-)
  Z  ośrodka, prawie , że wyfrunęłam.
Po takich słowach nauczycieli i terapeutów, uwierzcie
każda (y ) by wyfrunął. ;-)
Ale nie będę się chwalić, bo w sumie o tym  tak trochę wiem ;-). W końcu ciężko nad nimi pracujemy ja z mężem i najbliższą rodziną, oraz nasz sztab rehabilitacyjny ;-)
Ale nie zapeszajmy, jest lepiej niż było , ale jak wiecie z naszymi chłopcami jest różnie, a szczególnie forma spada jak ich pochwalę, więc nie będę tego robić, choć mam na to ogromną ochotę :-)
Poniżej nasz i tak nie pełny plan zajęć.




środa, 5 października 2016

C.D porządków

....czyli nadrabiamy zaległości na blogu.
Po naszych wcześniejszych wakacjach , Jacek postanowił zaprosić całą naszą rodzinkę , (wspomnę tylko, że razem jeszcze nie byliśmy ) do Medjugorie. Nalegał na ten wyjazd od dłuższego czasu , śmiało mogę  napisać że od kilku lat.
Z racji tego, iż pierworodny jest w Medjugorie stałym bywalcem oprowadził nas , jak zawodowy przewodnik. Było super, a radość Jacka to poezja dla naszych oczu i uszu ;-). Koniecznie będziemy musieli to powtórzyć.
Wróciliśmy do domu , wspomnę tylko , że droga tam i z powrotem do łatwych nie należy, a tu szybciutko trzeba było prać, prasować, i pakować braci na kolejny wyjazd, tym razem bez rodziców , ale z dziadkami.
Pojechali na Mazury , wędki zabrali i całkowicie o nas
zapomnieli ;-),mieliśmy tydzień żeby odpocząć po wakacjach, a przy okazji zregenerować siły przed kolejnymi wypadami.
Chłopcy wrócili po dziesięciu dniach, i tak jakby trochę śmignęli do góry. Postanowiliśmy zrobić mierzenie, a z racji tego , iż z tatą jeszcze nie mają szans , Jacek postanowił sprawdzić, czy przerósł już mamę.
Całe szczęście brakowało mu kilku centymetrów ufff... , ale na dzień dzisiejszy pewnie jest już inaczej. Sprawdzę to dziś po szkole.
Po powrocie z Mazur, wymęczeni chłopcy nie dali sobie odpocząć. Dzień wcześniej wrócili około 22:00, a o 8:00 następnego dnia , spakowani czekali ,aż wstaniemy i pojedziemy na łowy ;-).
Rybki jak zwykle na naszym łowisku brały świetnie, ale oznaki zmęczenia po chłopcach było widać szybciutko, sami zobaczcie . Kacper po paru godzinach łowienia.



Po zrobieniu tego zdjęcia, i jeszcze paru innych postanowiliśmy zawinąć nieletnich do domu ;-).
Padli po 20:00 . Tak wymęczonych to ja ich nigdy nie widziałam.
Przemierzając w ostatnim czasie mnóstwo kilometrów, koniecznie musieli towarzyszyć nam najbliżsi młodszego z braci. Wspomnę, że niektóre miśki  ( pewnie pamiętacie z poprzednich postów) są z nami od 10 lat.



Po wymęczeniu dzieci przyszedł czas na krótki odpoczynek. Mieliśmy trochę czasu, aby zajrzeć do naszego ogródka, bo w tym roku byliśmy w nim tak  rzadko , że można to wyliczyć na palcach jednej ręki.
A wiadomo jak ogródek to i robota ;-( , zaprosiliśmy resztę rodziny do pomocy , bo w końcu naprawa dachu to poważna sprawa. Chłopcy jakby tylko mogli zostaliby jakimiś majstrami. Widząc ich zapał do pracy , każdy chciałby mieć ich w zespole.
 I tak mijały nam wakacje, była praca, zabawa i przyjemności. Oczywiście na pierwszym miejscu zdecydowanie pozostaje łowienie ryb.
Nawet, gdy z tatą próbowaliśmy zabrać ich nad wodę , wszędzie towarzyszył nam sprzęt wędkarski.
Nie przypominam sobie wyprawy , gdzie bracia nie zarzuciliby wędki.



I tak do połowy sierpnia musieliśmy zapewnić chłopcom zajęcia. Patrząc kilka lat w tył, nie wyobrażałam sobie ich mieć tyle w domu ;-), a jednak były to najlepsze nasze wakacje , takie spędzone rodzinnie, ze wspólnymi zainteresowaniami , i przede wszystkim w miarę spokojnie.
Ale na tym nie koniec , gdyż pod koniec sierpnia dzięki Wam kochani, a bliżej dzięki waszemu wsparciu z 1% , chłopcy pojechali na turnus rehabilitacyjny. To , że do szkoły nie chodzili nie oznaczało jednak, że możemy sobie pozwolić na tak długą przerwę bez rehabilitacji. Absolutnie nie wchodziłoby to w grę!
Są rzeczy ważne i ważniejsze, a rehabilitacja i ćwiczenia są dla nas priorytetem.
O turnusie , autobusie i wielu innych wspomnieniach napiszę w następnym poście.

poniedziałek, 3 października 2016

Odkurzamy kurz na blogu

No właśnie...., tak jak w tytule, przyszedł czas na porządek na naszym blogu. 
Ta długa przerwa spowodowała, że strasznie się tu zakurzyło :-)
Postaram się wytłumaczyć z ciszy na blogu ( choć na bieżąco piszę o chłopcach na naszym facebooku )zapraszam tam serdecznie ;-)
W naszym życiu , po za tym że na głowę wzięliśmy sobie zbyt dużo obowiązków, i zajęć dodatkowych, działo się wiele.... , było również wiele " pierwszych razy", ale żeby przypomnieć sobie je wszystkie muszę przeglądać zdjęcia i wracać do tych superowych chwil, dla nas rodziców, a co dopiero dla chłopaków.  ;-)
Po przedstawieniach Wielkanocnych zaczęliśmy intensywne przygotowania do zawodów sportowych.
Na pierwszy ogień była piłka nożna, a wiecie jak chłopcy trenują strzały do bramki ( pisałam o tym )
No kopanie i koordynacja ruchowa poszły na m bardzo " do przodu " ;-). Jacek w w/w zawodach został królem strzelców, więc cóż ja będę opisywać. 


Po zawodach piłkarskich przyszedł czas na pływanie, tutaj zdecydowanie więcej trenujemy, gdyż w naszym dotychczasowym życiu są tygodnie , że na basenie jesteśmy codziennie, więc rozumiecie potem cisze na blogu ;-)
Zawody zakończone kolejnym sukcesem. Wywalczone: 2 złota, 2 srebra i złoto w sztafecie .



Po zawodach, gdy tylko zrobiło się cieplej na dworze , postanowiliśmy nauczyć chłopaków jeździć na rolkach. Skoro ich koordynacja ruchowa bardzo się poprawiła to czemu nie spróbować .
Pojechaliśmy na zakupy , gdyż kawalerka musi sobie ostatnio wszystko sama wybierać, bo cokolwiek kupimy sami , to potem leży w szafie i nie chcą tego ubierać, więc tym razem nie ryzykowaliśmy zakupów bez dzieci ;-)
Rolki kupione, więc wyruszyliśmy na podbój naszego parku ;-) 
Matko kochana cóż to było .... katastrofa ;-) Jacek , gdyby nie tata połamałby się nam na amen ;-), za to młodszy z braci po kilku wywrotkach, kilkunastu siniakach i bolącej kości ogonowej, nie poddał się i dzisiaj śmiga na rolkach jak zawodowiec ;-)



Początek maja, piękna pogoda , zaczęliśmy przygotowania do sezonu działkowca  ( w obecnej chwili właśnie go skończyliśmy ) . Musieliśmy zrobić mały remont. 
Chłopcy byli w swoim żywiole. Kacper tak bardzo zakochał się w wkrętarce, że na 11 urodziny ( we wrześniu, czyli trochę później ) koniecznie musiał dostać sprzęt do robienia dziur w deskach ;-)



Wyremontowana i odświeżona działka, przez praktycznie całe lato stała pusta , no może z małymi wyjątkami. Wszystko za sprawą wyjazdu, a raczej powrotu z gór.
W drodze powrotnej z Leśnego parku niespodzianek , postanowiliśmy zatrzymać się na małe co nie co ;-) , szukając czegoś przy trasie natknęliśmy się na szyld informujący o restauracji, więc postanowiliśmy do niej zajrzeć. Przeszło to nasze oczekiwania, miejscówka okazała się być dla nas stworzona, po prostu idealna na weekendowe wypady i nie tylko.
Piękne łowisko, bardzo mili ludzie , zero ulicy, aut, cisza i spokój , jednym słowem raj na ziemi.
Zakochaliśmy się w tym miejscu od pierwszego wejrzenia.
Na następny tydzień były już wędki, oraz złowione pierwsze ryby  i rozpoczęliśmy przygodę na łowisku. 

Pierwsze bliższe spotkanie
z pluszową rybą.


Nie straszne nam były ulewy, wichury, a zdarzyła się też burza. Chłopcy i rodzice, wręcz uzależnili się od wędkowania.
I tak większość wakacji, po za krótkimi wyjazdami ,spędziliśmy na Ochabach.
Pierwszy wspólnie złowiony
karaś ;-)
Bo jak nie my to kto....
Pierwsze karpie już złowione 

Pierwsze większe ryby złowione, więc czas na kolejny " pierwszy raz" czyli zostajemy spać w namiocie!
Odpalamy grilla, rybki przemiła pani Ania nam przygotowała, i hulaj dusza ;-)
Nocne łowy bardzo przypadły chłopcom do gustu, może dlatego, że trochę bali się spać w namiocie, w szczególności Kacper.  Przestraszony budził nas co godzinę, wystarczył mały szmer , i już był na nogach, więc do końca wakacji namiot sobie odpuściliśmy , bo taki przerywany sen, wykończyłby nam dziecko. Poczekamy do kolejnych ciepłych dni i spróbujemy ponownie.

Zamiast spać w namiocie Kacper
wyciągnął nas na nocne łowy 
Zdecydowanie moje ulubione zdjęcie :-)
Łowienia nie było końca, każdą wolną chwilę, spędzaliśmy z chłopcami na łowisku. Zaraziliśmy rybami , połowę naszej rodziny, która w późniejszym czasie chętnie nam towarzyszyła, kupując sobie przy tym własne wędki ;-). I tak właśnie zostaliśmy zapalonymi wędkarzami. 


Uzależnieni, zapomnieliśmy całkowicie o naszym basenie, rolkach i rowerach, które stoją zakurzone w piwnicy ;-)
Za to koncentracja chłopców uległa wydłużeniu na tyle, że wszyscy, którzy znali braci Petelczyc, i zobaczyli ich łowiących ryby, przecierali oczy ze zdziwienia ;-)
Nadeszły upragnione wakacje, i przyszedł czas na zaplanowany od dawna urlop.
Zabraliśmy rodzinkę, pożyczyliśmy duże auto i w dziewięć osób wyruszyliśmy szukać nowych przygód.
Jak wspomina teraz Jacek " to były moje najlepsze wakacje" , może dlatego, że kolejny " pierwszy raz w życiu" mieliśmy dwa miesiące wolnego od ośrodka. 




Tak minął nam pierwszy miesiąc wakacji. 
Ale jak już wspomniałam wcześniej w tym roku mieliśmy dwa miesiące wolnego, więc nie próżnowaliśmy, ale o tym w następnym poście, który napiszę już wkrótce.